Morskie Opowieści cz 1. – Słowiński Park Narodowy

Na profilu Facebookowym obiecywałem morskie opowieści. I oto nadchodzą! Dzisiaj jednak trochę nietypowo. Nie będzie plaży, statków, piratów czy innych kapitanów. Nikt nie będzie wołał „Ahoj Ci!”. To jeszcze będzie, ale dzisiaj… Dzisiaj będzie cicho, spokojnie, również przygodowo i spontanicznie – tak jak spontaniczna była ta wycieczka, o której chcę dzisiaj napisać.

Od kilku dni przebywamy nad morzem w okolicach Ustki. Dokładnie jesteśmy w Rowach. O samej miejscowości i jej specyfice może kiedy indziej. Dzisiaj skupimy się na przygodzie.

Dzień zaplanowany był kompletnie inaczej, mieliśmy jechać do Ustki zwiedzić bunkry Bluchera. Pogoda miała być… tzn. jakaś miała być, jak to nad Bałtykiem, ale gdy obudziliśmy się rano, przywitało nas piękne słońce, więc zebraliśmy się i poszliśmy na plażę. Trzeba trochę powielorybować, opalić się – wakacje w końcu. No i poszliśmy. No i pogoda też była… JAKAŚ.

Przez chwilę piękna, ale jak po 20 minutach na plaży zebrało się na deszcz to pobiliśmy rekord prędkości na 100m po piachu (a wiem co mówię, bo w końcu ostatnio biegaliśmy po Pustyni Błędowskiej).

Wpadliśmy pierwszym zejściem z plaży na wydmy i do lasu. Szliśmy sobie tak, szliśmy w pięknym rzęsistym deszczu (który jednak troszeczkę ustawał), aż tu nagle wyszliśmy z lasu prosto na wypożyczalnię rowerów. A deszcz już nie padał. Szybkie spojrzenie na niebo, konsultacja ze znajomym szamanem pogodowym w smartfonie i podjęta decyzja. Jedziemy! Ale dokąd jedziemy? Przecież przyjechaliśmy tutaj kompletnie nie mając pojęcia co tu jest poza plażą. Z pomocą przyszła mapa tuż nieopodal. Ok, jest czerwony szlak, jedzie tak i tak, a na końcu szlaku jest latarnia to można sobie pooglądać widoki z góry. Pani z wypożyczalni mówi, że „jest spoko, ale to aż 18 km, to może byście sobie tylko do jezior pojechali, bo trochę krócej i powinniście zdążyć?”. Nieźle sobie myślę, 18 km w jedną stronę, to daje 36 w obie, do nocy zostało jakieś 6 godzin… No jak nic nie damy rady, zajedziemy się i śmierć w oczach. Potem parsknąłem śmiechem, obczaiłem rowery (koła miały, kierownice miały, siodełka też, a tak naprawdę były to całkiem dobre holenderki z siodełkiem dla dziecka). Jeżeli trasa nie będzie mocno przełajowa to powinno być ok.

Jak już napisałem wyżej, naszym celem było dotarcie do latarni morskiej w Czołpinie. Po drodze znajdują się również inne punkty widokowe, na których warto trochę przystanąć. Rzut oka na mapę i od razu skupiamy się na jeziorach. Czerwony szlak wiedzie od Rowów i zahacza o punkty widokowe na jezioro Gardno, Dołgie Małe i Dołgie Duże. Ponieważ jesteśmy na terenie Słowińskiego Parku Narodowego, jest cicho i spokojnie. Brak wszechobecnej w Bałtyckich miejscowościach cepelii i hałasu. Jeziora są dzikie i niezagospodarowane. Nie można też w nich pływać (park narodowy). Zapewniają jednak piękne widoki – już samo to pozwala na odpoczynek.

 

Czerwony szlak przypomina utwardzoną leśną drogę, dlatego jedzie się bardzo dobrze (nawet na rowerach, które nie są terenowe, a nasze wypożyczone holenderki na pewno nie są). W pewnym momencie (na około 13-14 kilometrze od Rowów) dojeżdza się do parkingu leśnego (w okolicach miejscowości Smołdzino), a za nim droga zmienia się w ścieżkę. Tutaj przydałyby się rowery górskie (łatwiej pokonywałoby się wystające korzenie). Nie można mieć wszystkiego, a do celu (latarni) zostało tylko 2 – 3 kilometry, więc decydujemy się jechać. Tyle możemy nawet poprowadzić rowery, na szczęście nie było takiej potrzeby.

W końcu docieramy do latarni. Właściwie dojeżdżamy do jej podnóża, ponieważ dzieli nas od niej jakieś 200 drewnianych stopni schodów. Zostawiamy rowery i idziemy do góry. Jedni lekko, inni z mozołem, ale każdy do celu.

Nagrodą za wspinaczkę jest… kolejna wspinaczka. Tym razem po krętych schodach latarni. Zdziwiliśmy się trochę, że nie ma opłaty za wstęp, ale gdy tylko weszliśmy na górę wszystko się wyjaśniło. Opłata jest pobierana za wejście na, nazwijmy to, koronę latarni (nie mam doktoratu z latarnictwa, a nie chce mi się sprawdzać – jak ktoś wie jak się nazywa górna część latarni proszę o informację w komentarzu). Swoją drogą dobre podejście, bo wątpię by ktokolwiek, kto pokonał już tyle schodów zrezygnował z oglądania tych pięknych widoków u góry. A jest co oglądać. Po wejściu na szczyt ukazuje się widok na morze Bałtyckie, Słowiński Park Narodowy, oraz ruchome wydmy w okolicach Łeby. Te ostatnie wyglądają jak wielka góra piasku w środku lasu. Tyle z romantyzmu w moim wykonaniu, ale.. są imponujące.

Wróciliśmy tą samą drogą, już bez zatrzymywania się w punktach widokowych. Cała wycieczka zajęła około 5 godzin. Żeby pozostać w temacie sportu – można wykorzystać tą trasę na dłuższe wybieganie.

Dziekuję wszystkim za poświęcony czas na przeczytanie tego wpisu. Jeżeli macie jakieś pytania na temat tej wycieczki zapraszam do dyskusji. Może macie jakieś swoje doświadczenia związane ze Słowińskim Parkiem Narodowym i opisanymi miejscami? Piszcie tutaj lub na Facebooku.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x