Stand by… Stand by… Go! Fan Dance!

*****

– Keep pushing you lazy man! Stop smiling keep pushing! – Mariusz

*****

– Stay left! – Lynne

*****

 – To już koniec! – Tomek

Wrzesień 2024 - Myślenice
Bieg Górskiego Komandosa

– A pamiętacie jak w 2020 chłopaki byli na Fan Dance w Walii? Też chciałbym to zrobić i zobaczyć jak to jest.

Październik 2024 - wideokonferencja
z miejscowym kontaktem

– Zatem chcesz jechać na Fan Dance, tak?  

– W lato? Nieee, w zimie to zrób. To fajniejsza edycja. Co będziesz robił w lato. Ja wolę w zimie. Czemu? Zobaczysz, fajnie jest

– Tak, jak już przylatujesz to leć po całą pulę. Rób Trinity, trzy biegi w jeden weekend. 

– Za dużo? Albo grubo albo wcale. 

Mariusz.

Fan Dance

Szczyt Pen Y Fan

Marsz z obciążeniem o długości 15 mil (24 km), który odbywa się pod koniec pierwszego tygodnia kursu selekcyjnego do Brytyjskich Wojsk Specjalnych (SAS). Jest on stosowany jako pierwszy główny wskaźnik określający, czy kandydat posiada zdolność fizyczną i psychiczną niezbędną do ukończenia procesu selekcji.

Plan

Bieg jest 18 i 19 stycznia, w sobotę i niedzielę. Polecimy sobie w środę, wypożyczymy samochód, zwiedzimy Bristol w czwartek, w piątek pojedziemy do Stonehenge i później Merthyl Tydfyl. Wyśpimy się przed biegiem. Będziemy gotowi! 

Przygotowania

Trening w Beskidach

W ramach przyzwyczajania organizmu do marszobiegów z obciążeniem jako polski Pen Y Fan zaadaptowano trasę w Beskidzie Śląskim od Wapienicy, przez Błatnią na Klimczok, Szyndzielnię i spowrotem do zapory. Dystans 20km i około 1000m przewyższenia. 

Cel: niezależnie od warunków pokonać trasę poniżej 4 godzin z plecakiem 20kg. 

Założenie: Częstotliwość treningów – co najmniej raz na 2 tygodnie. W ostatnim miesiącu przygotowań – 1 raz w tygodniu.

Dotychczasowy reżim treningowy pozostaje bez zmian 

Zabawa w Beskidach

Bo każdy plan...

…wytrzymuje do pierwszego kontaktu z rzeczywistością

Zaraza i cierpienie

Najpierw przyszło cierpienie. Równolegle do przygotowań do Fan Dance, wzbogaciłem swoje treningi o sporty walki. Niestety nieprzyzwyczajony organizm musiał swoje odczekać po pierwszych poważniejszych sparingach. Góry zeszły na dalszy plan. W połączeniu z sezonem przeziębieniowym okazało się, że okres od połowy października do połowy grudnia nie został przepracowany zgodnie z planem. Cel czasowy i wytrzymałościowy na trasie w Beskidach został jednak osiągnięty, a sprzęt odpowiednio sprawdzony. W styczniu sporty walki zeszły na dalszy plan – tylko Fan Dance, siła i wytrzymałość. Ważny element podczas całego procesu stanowiły treningi rozciągające i poprawiające mobilność – umożliwiły szybszą regenerację. Mimo to niepokój był. 

Przewrotny los

Lot do Bristolu został opóźniony o dwie godziny, Nie zdążyliśmy odebrać wynajętego samochodu. Zamówiony taksówkarz, zawiózł nas do nie tego hotelu. Na szczęście tylko 2 km od właściwego. Już o godzinie 1 w nocy dnia następnego meldujemy się we właściwym miejscu. Jakieś 4 godziny później niż planowałem. Zgodnie z ustaleniami rano musimy odebrać samochód. Kilka godzin snu i znowu powrót na lotnisko. 

Port w Bristolu

Ruch lewostronny

Aaaaaaaaaaaaaaaaaa. W lewo!!! W lewo jedź!. Pilnuj lewej. AAAAAAAA. I tak dojechaliśmy do hotelu w Bristolu, gdzie zostawiliśmy auto w spokoju do dnia następnego. 

Co nie gra na tym obrazku?

Bristol

Zwiedzanie Bristolu rozpoczęliśmy od przepysznej kawy, kupionej w budce za rogiem. Doświadczyliśmy słynnych brytyjskich small talków. Zaczepieni przez panią z rowerem, która również piła kawę dowiedzieliśmy się sporo o mieście, dokąd iść i co zobaczyć. Naszym pierwszym punktem był port z czterema zabytkowymi żurawiami z lat pięćdziesiątych poprzedniego stulecia oraz jednym żurawiem parowym. Zlokalizowaliśmy też graffity Banksiego oraz statek muzeum SS. Great Britain. Na obiad oczywiście fish and chips. Po wszystkim zwiedziliśmy muzeum M. Shed. Na mnie największe wrażenie zrobiła drewniana brama, która kiedyś prowadziła do części kupieckiej miasta. Wrażenie jakby znaleźć się w środku Władcy Pierścieni. Ale, że ta historia z założenia miała być o Fan Dance (głównie), resztę informacji drogi czytelniku sobie doszukaj samodzielnie (lub dopytaj u źródła, czyli u mnie). 

Trzynastowieczna brama kupiecka - muzeum M Shed

Bristol -> Merthyl Tydfyl

Aaaaa, w lewo!!!! Uważaj! Rondo!!! AAAA! Radar!!!! Uff. I tak dojechaliśmy do parkingu Point Ar Daf, który miałbyć miejscem startu jutrzejszych zmagań na Pen Y Fan. Postanowiliśmy się na chwilę zatrzymać.

I...

Pierwsze wejście na Pen Y Fan

… zdobyliśmy Pen Y Fan poraz pierwszy w ten weekend. Wyszliśmy na chwilę, a okazało się, że trafiliśmy na tzw. inwersję chmur. Mgła na dole się rozrzedzała i od pewnej wysokości pojawiło się nad nami czyste błękitne niebo i przepiękne słońce. Żal było zawrócić. 

Pakowanie na start

The Shed

Gdyby ktoś z Was, drodzy czytelnicy postanowił wybrać się w te okolice, polecam The Shed, miejsce w którym nocowaliśmy. Okazało się to bardzo przytulne miejsce, z przemiłymi gospodarzami, którzy nawet zrobili nam zakupy, żebyśmy mieli co zjeść na śniadanie. 

Rzymskie drogi

18 styczeń 2025 - Fan Dance po raz pierwszy

Parking na Point ar Daf ma limitowaną ilość miejsc. Żeby spokojnie zaparkować trzeba było być tam o godzinie 6 rano. Tam następuje moje pierwsze spotkanie z Mariuszem (miejscowym kontaktem i skarbnicą wiedzy, jeśli chodzi o to wydarzenie) i Eweliną, która również przyjechała z Polski, by rywalizować na Pen Y Fan. Skupię się jednak na mojej historii. Numery startowe wydawane są dopiero od 7:30. Odprawa o 8:00. Start około 9:00. Praktycznie cały ten czas spedzam z założonym na plecy plecakiem o wadze około 18kg. To chyba adrenalina, ale w ogóle go nie czuję. Później oczywiście odczuję tego konsekwencje, ale to już dobre kilka godzin później. 

Miejsce startu

Czerwona budka

Jeśli myślisz o Wielkiej Brytanii, pierwsze co przychodzi Ci na myśl to pewnie piętrowe autobusy, Big Ben oraz czerwone budki telefoniczne. Jedna z nich wyznacza początek trasy Fan Dance. Dlaczego taka nazwa? Bo dosłownie tańczymy wokół Pen Y Fan. Docieramy na górę, zbiegamy z drugiej strony. Biegniemy do punktu kontrolnego, gdzie następuje nawrotka i tą samą trasą wracamy do czerwonej budki telefonicznej. Proste, prawda? Proste. I nie proste. Trasa ma 24km, ponad 1000 metrów przewyższenia. Jednak prawdziwym wyzwaniem jest tutaj podłoże. Luźne, kamieniste, śliskie od zamarzniętej mgły, śniegu. Z każdym kolejnym krokiem próbujące wykręcić Ci kostkę. 

Od startu na całego

We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi...

…sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili w dół – Księga Rodzaju 28, 10-22. 

Jednokrotne pokonanie tej trasy jest wymagające, ale przy dobrym przygotowaniu przypomina kolejne wyjście w góry. Jednak w wersji Trinity, wydarzenie na Pen Y Fan robi się czymś o wiele trudniejszym. Trasę przez Pen Y Fan należy pokonac trzykrotnie. To znaczy, że szczyt należy zdobyć 6 razy. Trzy razy należy pokonać odcinek trasy nazywany Drabiną Jakuba – stąd cytat z księgi rodzaju. Jest to bardzo mocno nachylony odcinek drogi, wyglądający trochę jak kamienne schody. Odcinek ten ma około dwóch kilometrów długości i nie pozostawia nikogo obojętnym. Wciąż jednak nie to jest najtrudniejsze. W mojej ocenie, całość jest piekielnie pomyślana, ponieważ każdy ze startów dzieli kilka godzin. Po dotarciu na metę, masz czas wrócić do hotelu, ogrzać się, zacząć się regenerować. A kilka godzin później musisz podjąć decyzję, że jednak wracasz na mróz. Jeśli już wrócisz i wystartujesz, to w połowie trasy czeka wygodny bus, który może zabrać cię spowrotem na miejsce startu. Wcale nie trzeba podchodzić drugi raz. Można się rozgościć w aucie i mieć święty spokoj. Jeśli jednak nie skorzystasz z podwózki, czeka na ciebie powrót właśnie przez Drabinę Jakuba w warunkach ograniczonej do minimum widoczności (zwłaszcza w nocy), przy zamarzającej mgle. 

Trinity

Pen Y Fan nocą

Dobrze, więc. Zaliczyłeś Fan Dance i masz za sobą Dark Trial (bieg nocny). To już koniec! Tak. Masz rację, koniec na 3 godziny. Jeśli bowiem chcesz zaliczyć trinity, znowu musisz wywlec się z ciepłego łóżka, żeby być o 6 rano na miejscu startu. Pamiętaj – liczba miejsc parkingowych jest ograniczona. I znowu – odbiór pakietów o 7:30, odprawa o 8:00 a start około 9:00. I znowu ta sama budka telefoniczna, ten sam szczyt Pen Y Fan, ta sama drabina Jakuba i ten bus kuszący, by zrezygnować. Wszystko to samo, tylko warunki atmosferyczne znowu jakieś inne. Wczoraj słońce na szczycie. Dzisiaj mgła i szron. Jeśli jednak zdecydowałeś się dotrwać do końca, na dole czeka na Ciebie pamiątkowy medal, lub jeśli byłeś pierwszy – dodatkowo obrazek. Tylko tyle i aż tyle. Żadnych fanfar, ceremonii, bicia pokłonów. Po prostu zrobiłeś to dla siebie. Dla mnie nagrodą było ostatnie 300 metrów, które pokonywałem razem z moją córką, która wybiegła do mnie, gdy zobaczyła, że się zbliżam. Wierzcie, że po około 30 godzinach na obrotach, taka drobna sprawa urasta do wielkiej rangi. Emocje działają zupełnie inaczej. Na mecie dowiaduję się, że Ewelina wygrała całe Trinity. Nie było podziału na kategorie mężczyzn i kobiet. Olbrzymi wyczyn.

Pogoda jest bardzo zmienna

Moja historia

Tak w skrócie wyglądała moja historia na Pen Y Fan. Bez sposorów, blasku fleszy, czy wsparcia z zewnątrz. Moim wsparciem była moja żona i córka, które podczas gdy ja byłem w górach, oczekiwały na mnie na parkingu w wynajętym samochodzie – „koczowały”. Później, podczas przejazdów między hotelem a parkingiem, gdy wszystko się zaczynało, robiły za moje dodatkowe pary oczu. Przez cały ten czas byłem swoim kierowcą. Pamiętacie te słynne hasło, gdy celebryci opowiadają o selekcji do wojsk specjalnych – “sprawdzamy jak kandydaci pracują na zmęczeniu”. Czy kierowanie w ruchu lewostronnym na przemian z górskimi rajdami się pod to łapie? 🙂 

Trinity

Sukcesja

Jak wspomniałem wcześniej, mój wyjazd na Fan Dance został zainspirowany wyprawą z 2020r. Wtedy zespół pod znakiem Helicon Tex również pokonał trasę Fan Dance trzykrotnie – wygrywając drużynowo, każdy bieg z osobna oraz całe Trinity. Tak się złożyło, że na przestrzeni ostatnich lat poznałem część z tych osób, a gdy jeden z nich dowiedział się że jadę do Walii podarował mi tzw. Memorial Patch – naszywkę taką, jaką ich drużyna nosiła w 2020r. Podczas biegu czułem , że coś kontynuuję i być może tworzę tradycję Polaków na Fan Dance. Dzięki – nazwijmy Cię na potrzeby tekstu – Numerze 8 🙂

Otrzymana rzepa

Co dalej

Po wszystkim nie było czasu na rozczulanie. Spotkaliśmy się jeszcze z Mariuszem. Zaskoczył mnie wręczając mi coina, który jest mocno powiązany z tematyką biegu. Nie ukrywam, że wzruszyłem się po raz kolejny. Mariusz zna tą trasę na wylot i wie jakiego kalibru to była próba. Tym bardziej cenniejszy był jego gest. No i przecież zrobił to spontanicznie, sam z siebie. Dziękuję.

Z organizatorami na mecie

Trzymaj się lewej strony

Następnego dnia postanowiliśmy zobaczyć Stongehenge. Tym razem ponad 100mil w ruchu lewostronnym nie zrobiło już na mnie takiego wrażenia. Stonehenge natomiast tak. Niesamowite jest to, że Anglikom udało się zachować dookoła tyle pustej przestrzeni i nie uczynić z tego miejsca kolejnego Disneylandu. Same kamienie są oddalone około 2km od wejścia na teren muzeum.

W Stonehenge

To już koniec

Nasz lot był o 6 rano następnego dnia. Wstaliśmy zatem o 3 i udaliśmy się na lotnisko. Tym razem bez niespodzianek i dodatkowych przygód. Około 10 byliśmy już w Krakowie. Fan Dance się dla nas zakończył.

Plecak 18kg
Z Jasonem - organizatorem
Czarująco
I romantycznie
Polska reprezentacja na Fan Dance 2025
5 5 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x