
Normal 0 21 false false false PL X-NONE X-NONE /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-priority:99; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin-top:0cm; mso-para-margin-right:0cm; mso-para-margin-bottom:8.0pt; mso-para-margin-left:0cm; line-height:107%; mso-pagination:widow-orphan; font-size:11.0pt; font-family:"Calibri",sans-serif; mso-ascii-font-family:Calibri; mso-ascii-theme-font:minor-latin; mso-hansi-font-family:Calibri; mso-hansi-theme-font:minor-latin; mso-bidi-font-family:"Times New Roman"; mso-bidi-theme-font:minor-bidi; mso-fareast-language:EN-US;}
Kolejny rok, kolejny dziki bieg
Nie, ten wpis nie będzie sentymentalnym podsumowanie całego roku. To będzie sentymentalne podsumowanie dwóch lat… ale nie całkiem. Podsumowanie dwóch lat spędzonych na comiesięcznym radosnym czasem bieganiu, częściej człapaniu po panewnickich lasach.
Ale o co mi chodzi?
Dzisiaj odebrałem drugą statuetkę za aktywny udział w IX edycji biegu dzika. Trzeba było biegać cały rok. Brzmi wyczynowo prawda? Nazwa dzik zobowiązuje, nie może być łatwo, trzeba ryć w błocie racicami i generalnie tylko najlepsi! Gdy kilka lat temu kolega pokazywał mi w internetach informację, że co miesiąc w Katowicach niezależnie od pogody (tak, niezależnie od pogody) zbierają się ludzie, żeby przebiec 20 kilometrów po lesie to moja głowa tego nie ogarniała. Ale jak to? Dwadzieścia? Po lesie? Niezależnie od pogody? – wiem powtarzam się :). Byłem wtedy na etapie przygotowań do pierwszego Runmageddonu rekrut (jakieś 6km), a przebiegnięcie 5km wydawało mi się nie lada wyczynem. No i to „niezależnie od pogody”…

Normal 0 21 false false false PL X-NONE X-NONE /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-priority:99; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin-top:0cm; mso-para-margin-right:0cm; mso-para-margin-bottom:8.0pt; mso-para-margin-left:0cm; line-height:107%; mso-pagination:widow-orphan; font-size:11.0pt; font-family:"Calibri",sans-serif; mso-ascii-font-family:Calibri; mso-ascii-theme-font:minor-latin; mso-hansi-font-family:Calibri; mso-hansi-theme-font:minor-latin; mso-bidi-font-family:"Times New Roman"; mso-bidi-theme-font:minor-bidi; mso-fareast-language:EN-US;} No dobra, ale wciąż nie wiadomo o co chodzi 😊
Później, jakieś pół roku, na spotkaniu z przyjaciółmi (a był to luty) okazało się, że troje z nich już spróbowało (i to w styczniu! Masakra). Ponieważ, nie chciałem być gorszy też chciałem dołączyć. Dzięki Marta, Jarek i Wojtek, że mnie wtedy zachęciliście. No i spróbowałem – w maju. Żeby zdobyć statuetkę potrzeba dziewięciu startów. Nie miałem więc marginesu błędu, ale i tak pierwszą zdobyłem. Co ciekawe, ze względu na różne koleje losu na placu boju z osób, które mnie zainspirowały, została tylko Marta. Okazało się, że nie trzeba też biegać 20 kilometrów – można niecałe 5 (albo 10, lub 15). Do decyzji startującego należy to ile kółek zrobi. Przyznam się, że najczęściej korzystałem z opcji najkrótszej. Zdarzyło się również przebiec inne dystanse, głównie podczas przygotowań do czegoś poważniejszego. Generalnie jednak na dziku stawiałem na co innego niż czas czy dystans. Bieg okazał się rodzinną imprezą, gdzie startują ludzie w każdym wieku – widywałem na starcie (i na mecie) kilkulatków, a i seniorów również.
No dobra, chodzi o żarcie!
Czy pisałem już, że na każdym biegu dzika jest rozpalane ognisko, a po przebiegnięciu dystansu dostaje się kiełbaskę, którą można upiec własnoręcznie? Nie? To wspominam! Tak naprawdę to mój najważniejszy motywator.
Ale tak na serio?
I tak umawialiśmy się z Martą co miesiąc. Przedruk naszych rozmów na Messengerze wyglądał mniej więcej tak:
dzik? – dzik! – ok!
Miesiąc przerwy
– dziczysz jutro? – no ba!
I znów miesiąc przerwy
Ale później było już sporo czasu, żeby sobie porozmawiać, pożartować, w codziennej gonitwie ciężko znaleźć ten czas. I o to dla mnie w dziku chodziło. O przyjaźń – kurde, nie wiedziałem że jestem sentymentalny i że ten tekst mnie tutaj zabierze.

Czy to koniec dzika dla mnie?
Pisałem już wcześniej o kolejach losu. Tym razem kończyłem sezon sam. Marta zdobyła swoją statuetkę w tym roku, ale ze względu na odległość, która dzieli ją w tej chwili od Katowic nie będzie miała okazji biegać dalej. Dziś już nie wystartowała. W sumie to czułem się dzisiaj trochę dziwnie. W międzyczasie zostałem członkiem drużyny Carbon Silesia Sport i oczywiście na starcie spotkałem paru kolegów i koleżankę z zespołu. Jednak tradycja to tradycja. Zadaję sobie pytanie, czy to koniec dzika dla mnie w takim razie? Czy ktoś godnie zastąpi Martę? Czy atmosfera biegu dla mnie pozostanie taka sama? Zobaczymy już w styczniu 😊. Głupio pisać, że to koniec pewnej epoki, ale tak jest. Na pewno nie zejdę z panewnickich ścieżek, ale nie mam pojęcia czy uzbieram starty na trzeciego dzika w przyszłym roku. Czas pokaże 😊 A organizatorom biegu i wszystkim startującym życzę wszystkiego najlepszego! Jeśli kiedyś traficie na ten blog i przeczytacie ten wpis – mam nadzieję, że przypomną Wam się Wasze własne historie i uśmiechniecie się na miłe wspomnienia.