
Łacińska sentencja, którą bardzo trudno przetłumaczyć na język polski. Cierpienie wyzwala? Metamorfoza z człowieka cierpiącego w człowieka wolnego? No i motto sił specjalnych wojsk USA. Tak mówią, ale co to oznacza? I czy wogóle cokolwiek.
Idź swoją drogą

Jakakolwiek by nie była. Ma być Twoja. Jeśli chcesz siedzieć przed telewizorem i jeść popcorn – zrób to! Jeśli wygodnie Ci w ciepłym łóżku i nie masz ochoty wstawać w środku nocy i wyruszać w nieznane – rozumiem. Dopóki jest to Twoja droga. Można też wstać w środku nocy i wyruszyć w podróż w nieznane, żeby chociaż trochę poczuć się jak wilk. Wyruszyć w grupie, wykonać zadanie, zmierzyć się ze sobą własnymi ograniczeniami. Bo taka właśnie jest selekcja.

Maraton Selekcja - o co tu chodzi
Maraton Selekcja – wydarzenie w Bieszczadach upamiętniające pierwszego, tragicznie zmarłego, dowódcę jednostki wojskowej AGAT z Gliwic – Sławomira Berdychowskiego. Kim był i co zrobił dowiedziałem się właśnie dzięki temu wydarzeniu. I chociaż nie jestem w żaden sposób związany z wojskiem w swoim codziennym życiu, jestem zafascynowany tym w jaki sposób koledzy i byli podwładni postanowili uczcić jego pamięć. Na pewno świadczy to o tym jakim był człowiekiem. Dla mnie to wydarzenie to przede wszystkim okazja do rywalizacji z innymi fanami biegów mundurowych oraz okazja do doświadczenia czegoś nowego. Zaproszenie do świata sił specjalnych. Zgodnie z informacjami na stronie organizatora – maraton jest nieodłączną częścią selekcji. Różnica jest taka, że w prawdziwym świecie odbywa się po kilku męczących dniach spędzonych w górach. Tutaj jesteśmy wypoczęci. Plecak na wydarzeniu to minimum 10 kg. Na selekcji dochodzi do 20kg. Dystans dla nas to około 25 – 35 km. Na selekcji to ponad 40 km. Tutaj i tutaj nie jest on jednak znany. Reszta specyfiki maratonu na selekcji jest zachowana (jeśli wierzyć organizatorowi, ale kto tam wojsko wie – niech mają swoje legendy i tajemnice)
Oczekiwania, kontra rzeczywistość
Trudno powiedzieć czy miałem jakiekolwiek oczekiwania co do tej imprezy, poza jednym – spodziewałem się że będzie ciężko, że walka będzie się tutaj toczyć o doczłapanie do mety w limicie czasu. Przeczytałem regulamin, później odprawę w wersji elektronicznej. Pół godziny przed startem odprawa techniczna – pogadali, pożartowali, podgrzali atmosferę, no i pojawił się Zachar – pomysłodawca imprezy (a na pewno jej twarz). Później komenda – Selekcja za mną – i poszliśmy sobie w kierunku… no właśnie – ciężarówek! Do protokołu – temperatura powietrza to około minus 4 stopnie Celsjusza.

Jazda
Po jakimś czasie, w akompaniamencie huku z petar, zostaliśmy rozładowani z ciężarówek. Pierwsze zadanie – dotrzeć do punktu kontrolnego. Mamy na to dwie godziny. Tylko gdzie jest punkt kontrolny? Nikt nie wie. Nie wiadomo jak rozłożyć siły. Nie zdążysz – dyskwalifikacja (można biec dalej, ale już poza konkursem). Pierwsze podejście – nic strasznego – w Beskidach szlajam się po trudniejszych szlakach. Trzeba zamoczyć buty – ok, znam to dobrze. Gubię trasę (oznakowana taśmami co jakiś czas) i już nie jest ok, robi się nerwowo. Gdzie ta taśma. Wracam do poprzedniej. Okazało się, że ścieżka, która wydawała się oczywista wcale taka nie była. Jest kolejna taśma – ja mam 10 minut w plecy i nietęgą minę. Chcę zdążyć a nie wiem gdzie. Teraz trzeba biec szybciej…
Strzelnica
Punktem kontrolnym okazała się strzelnica. Kilka chwil na pobranie sprzętu i ochłonięcie. 5 strzałów w celu i chcę biec dalej, tyle że nie ma gdzie. Mamy przejść kilkaset metrów dalej i poczekać na transport. No co jest k…a to jest bieg, czy jakieś jeżdżenie. Ale ok. Selekcja to selekcja. Każą czekać, trzeba czekać. No i stoimy tak ponad pół godziny w mokrych butach. Temperatura powietrza może w okolicach zera. Całkiem przyjemnie. No i od razu wiadomo po co są plecaki. Dobrze dobrane wyposażenie (kurtka przeciwwiatrowa i rękawiczki i można żyć).
Akcja dezorientacja

No i znowu wywieziono nas na drugi koniec Bieszczad. Fajnie. Można pozwiedzać. Tym razem już bez dodatkowego limitu (poza regulaminowymi 8 godzinami na ukończenie) można sobie połazić po górach i popodziwiać widoki. A jest co podziwiać. Po drodze mijamy kilka szczytów m.in Stryb czy Duże Jasło. Widoki przepiękne. Są też działania wybijające z rytmu: biegniesz trasą Hard czy zwykłą pyta żołnierz. Nie ma złych decyzji. Każda może być krótsza lub dłuższa, cięższa lub lżejsza. Ja wybieram Hard i idę wprost ze szlaku w stromiznę w las. Po szlakach połażę sobie samemu.

Aleja liczb
Gdy zobaczyłem to zadanie, za punkt honoru wziąłem sobie to żeby je wykonać. Idąc pod górę co jakiś czas napotykaliśmy pary: liczba słowo (kilka słów), do zapamiętania i powtórzenia przed metą. Karą za każdą pomyłkę miało być 10 burpees. Nie wiedzieliśmy ile par jest po drodze, więc trzeba było mieć oczy otwarte. I tak sobie szedłem i powtarzałem kolejne napotkane pary w myślach. O cholera chyba nie lubią tu Niemców myślałem (20 – Die! 21 – De), no i chyba coś nie tak z ich angielskim (10 Do or) – po co ta spacja w tych drzwiach. Chyba że dziurawe. Zmęczony człowiek nie myśli do końca logicznie, ale za to dobrze zapamiętuje. Zależało mi. Uznałem, że skoro takie jest zadanie to trzeba je wykonać. Chcę tylko dotrzeć do mety, ukończyć selekcje i móc powiedzieć że wykonałem swoje zadania. I tak wyryło mi się w głowie;
Pamiętasz wierszyk?
5 Semper 09 Fi 10 Do or 20 die! 21 De 01 Opresso 07 Liber 10 Siła i Ogień 39 Po nas tylko 40 Zgliszcza 73 Czarny 09 Nie poddawaj się 02 Idź 20 własną 16 drogą. Sensowne prawda? Ja dopiero ma mecie zrozumiałem „Do or die!” oraz „De opresso liber”. Jestem pewny, że cyfry też były znaczące. Nie wszystkie rozgryzłem. Szedłem i powtarzałem sobie to w głowie przez następne kilometry. Taka mantra. Przed metą podałem liczby bezbłędnie, co ucieszyło mnie chyba najbardziej z całego wydarzenia. Tak jak pisałem, zależało mi a to zadanie było najtrudniejsze. I nie chodziło tutaj o burpees. Chciałem wykonać zadanie a nie wykupywać karą.
Ostatnia misja
Na koniec rozdanie nagród dla najlepszych. Przemówienia, uściski. Gratulacje dla najszybszych. Ja cieszę się, że uczestniczyłem. To moja nagroda. Zachar mówi, że za trasę hard należy się bonifikata czasowa. Sprawdzam wyniki – nie mam (inni mają). Nie odpuszczę. Jestem po selekcji. Idę zapytać. Przy okazji prosząc o pamiątkowe zdjęcie. Dzięki! Zamieszczam je tutaj. Fajnie spotkać człowieka, którego się obserwuje na portalu społecznościowym osobiście i przekonać się że można normalnie rozmawiać. Dostaje namiary na ludzi, którzy notowali kto biegł którą trasą – żołnierze WOT. Oni odsyłają mnie do ludzi od pomiaru czasu. Ci znów do WOT. WOT woła dowódcę. Sprawdzają listy. Jestem. Podobno byłem w jakiejś ucieczce. Nie ważne. Mój numer trafia do punktu pomiaru czasu i kończę na 15 miejscu wśród cywili i 55 w ogóle. I tu i tu 2/3 ludzi za mną. Niby nieistotne, ale cieszy. Wciąż czuję się nie na miejscu w tym towarzystwie. Niepotrzebnie. Przez ostatnie kilka lat zrobiłem dobra robotę.

Podsumowanie
Maraton selekcja to świetnie zorganizowane wydarzenie. Organizatorom należą się wielkie brawa za przygotowanie trasy i atmosferę. Jest gęsta. W powietrzu czuć przygodę i adrenalinę. Jest to świetne wydarzenie dla kogoś, kto chce przez chwilę poczuć się jak żołnierz. Po ilości mundurowych na starcie wnioskuję, że dla nich również jest to interesujące wydarzenie. Co do poziomu trudności, na pewno jest to wyzwanie, jednak wciąż jest to zabawa, moim zdaniem dobrze wyważone jak na imprezę jednodniową. Po weekendzie każdy z nas musi wrócić do rzeczywistości. Jednak ciekawy jestem coby było gdyby była to prawdziwa selekcja, a ja na mecie usłyszałbym „Ok, zrobiłeś to, ale teraz kolejne kółko…”